Będąc nastolatką obiecałam sobie, że kiedyś przyjadę do
Ciebie i doprowadzę do tego, byś zdradził żonę. Udało się!
Miałam wtedy dokładnie 25 lat. Zachciało mi się pracy w
radiu i to w dodatku jako reporterka w innym kraju. Pamiętam ten dzień, kiedy
przełożony oznajmił mi, że wyjeżdżam do Hiszpanii. Przypadek? Możliwe.
Dokładniej, to miałam wyjechać do Madrytu. Kolejny przypadek? Być może, bo mój
szef byłby ostatnią osobą, której miałabym wyjawić swoje najskrytsze marzenia.
Wyleciałam do Madrytu na miesiąc. Z materiałem wyrobiłam się
szybko i poszłam na mecz, twój mecz. Już dawno odszedłeś z Chelsea. Odszedłeś?
czy cię wywalili za kilka bramek w całym sezonie, ale ty, żeby zachować twarz
wmawiasz wszystkim, że to z własnej woli jesteś teraz w Athletico? Wymienili
cię na Falcao. Może to nieprawdopodobne, ale teraz to on pełni twoją rolę tego
nieudacznika – napastnika w Londynie, a ty mimo trzydziestu pięciu lat
strzelasz bramki jak oszalały.
Tym razem graliście z jakimś zadupiem z końca tabeli.
Wygrana była pewna, a ty zwieńczyłeś ją piękną bramką z 30 metrów. Gratuluję!
Po spotkaniu rozdawałeś symboliczne
autografu jakimś dzieciakom i niczego nie świadomy wziąłeś do ręki także kartkę
ode mnie. Po złożeniu podpisu, chcąc oddać zdjęcie spojrzałeś w moje, takie
same jak twoje, czekoladowe tęczówki. Wykorzystałam moment i wpiłam się w twoje
usta, po kryjomu wkładając ci do kieszeni karteczkę z numerem mojego telefonu.
Po kilkudziesięciosekundowym pocałunku oderwałam się od ciebie i jak gdyby
nigdy nic odeszłam z goszczącym na mojej twarzy triumfatorskim uśmiechem.
Na telefon od ciebie nie musiałam wcale długo czekać. Po
trzech godzinach już byłeś w moim pokoju hotelowym, już leżałeś w moim łóżku. Pieściłeś
każdą część mojego ciała, to językiem, to dłońmi. Błądziłeś po wewnętrznej
części ud, po konturze moich piersi. Schodziłeś coraz to niżej i niżej,
doprowadzając mnie w ten sposób do niezliczonych uniesień. Kiedy wszedłeś we
mnie i zrobiłeś to, co do mężczyzny należy, wtedy uświadomiłam sobie, że
zrobiłeś to bez gumki. Nie przejąłeś się
tym. Ty, wielki piłkarz, potrzebowałeś czegoś nowego, jakiejś odskoczni. Ja za
to potraktowałam to trochę poważniej, ale w sumie… Gdyby tam w środku coś się
zagnieździło i rozwijało, to byłaby to świetna pamiątka, nieprawdaż?
Moje przypuszczenia były słuszne. Po jakimś czasie okres
zaczął mi się spóźniać, miałam coraz częstsze wahania nastrojów, humory. I tak,
po 9 miesiącach na świat przyszła śliczna dziewczynka. Eliza, Liza, Lisa… Strasznie
do ciebie podobna. Te same oczy i piegi. Tak pięknej istotki nigdy w życiu nie
ujrzałam. Mimo jej wyjątkowej urody, wszystkim mówiłam, że to in-vitro, bo
gdyby powiedziałabym, że mam dziecko z Torresem, to pewnie zabraliby mi tą
istotkę ze względu na chorą psychicznie matkę.
Mimo że nikt nigdy nie dowiedział się, kto jest biologicznym
ojcem Lizki, to podobieństwo stawało się coraz bardziej widoczne, bynajmniej
dla mnie. Kiedy Eliza miała 6 lat coś pokusiło mnie, by kolejny raz udać się do
Madrytu. Kroczyłyśmy ulicami stolicy twojego kraju podziwiając różnorodne
wystawy i zajadając się pysznymi lodami. Byłam zadowolona z tej wycieczki.
Kiedy 6-latka ubrudziła się, ukucnęłam przed nią i wytarłam
jej nosek następnie go całując. Nawet nie zauważyłam, że od kilku minut nam się
przyglądasz. Patrzysz z niedowierzaniem, bo chyba przypomniałeś sobie tamto
popołudnie w hotelu. Mimo wszystko wolałeś się upewnić. Wyjąłeś telefon nadal
nas obserwując. Po chwili usłyszałam znajomą muzyczkę oznajmującą przychodzące
połączenie. Że też zachowałeś mój numer? Gdy nacisnęłam zieloną słuchawkę i
odezwałam się na przywitanie, już wiedziałeś.
- It’s my doughter? – spytałeś niepewnie stojąc już obok nas.
Kiwnęłam głową i odeszłam. Nie chciałam litości. Dobrze nam się żyło w dwójkę,
a nawet jeśli nie, to przecież sama się o to prosiłam. Dla mnie było jednak
najważniejsze, że wiedziałeś.
Nazajutrz byłyśmy w tym samym miejscu, na tych samych
lodach. Dzień był praktycznie identyczny jak poprzedni. Jedyną różnicą, był
fakt, iż tym razem spacerowałeś z nami. Miałeś na sobie szary dres z kapturem
na głowie i okularach przeciwsłonecznych na nosie. Zależało ci na dyskrecji.
Nikt przecież nie mógł cię rozpoznać, bo to dopiero byłaby afera. Tamtego dnia
przyniosłeś ze sobą swoją byłą reprezentacyjną koszulkę i ślicznego, białego
misia dla córki. Robiłeś to z własnej woli. Ja do niczego Cię nie zmuszałam.
Pamiętasz ten dzień? Te magiczne ogniki w oczach naszego
dziecka? Naszego, ale to dziwnie brzmi, prawda? Kto by pomyślał, że dorobisz
się kolejnego potomstwa, w dodatku z przeciętną Polką? Tak naprawdę, to nigdy nie
dopytywałeś, czy to naprawdę twoja córka. Ufałeś mi i to w jakim stopniu. Być
może dlatego, że wcześniej wyjaśniłam ci prawdę. Że moim marzeniem było
doprowadzić do zdrady, a nie złapać cię na dziecko. Wiele razy proponowałeś
pomoc finansową, ale mi nie było to potrzebne.
Co roku przyjeżdżałyśmy do stolicy Hiszpanii. Nie, nie dla
ciebie, nie dla twojej obecności, bo nawet nie łudziłam się, że się z nami
spotkasz. Jechałam tam, żeby oswajać Lizę z jej drugą ojczyzną, ludźmi,
językiem. Przecież jej krew w połowie była Hiszpańską.
Tamten dzień w Madrycie, który z nami spędziłeś był
jednocześnie ostatnim wspólnym dniem.
Eliza świetnie się wtedy bawiła, ale nie sądziłam, że zapamięta tamte
wydarzenia, a już zwłaszcza w takim stopniu. Pytanie, które zadałeś mi pierwszego
dnia, utkwiło w jej pamięci. Gdy tylko zaczęła uczyć się angielskiego i mogła
rozszyfrować to zdanie, czekała mnie jedna z najtrudniejszych rozmów typu matka
– córka.
- Mamo, pamiętasz jak
kilka lat temu byłyśmy w Hiszpanii i podszedł do nas Fernando Torres? – spytała
cicho na co kiwnęłam głową. – On wtedy zadał ci pytanie po angielsku. Ja wiem
co ono znaczy. Pamiętasz je?
Ponownie kiwnęłam głową.
- Wytłumaczysz mi to? – spojrzała na mnie wyczekująco i nie
miałam już odwrotu, musiałam jej opowiedzieć całą historię. Przyjęła to
łagodnie. Nie była już małym dzieckiem, minęło 6 lat od tamtego spotkania.
Wiem, że długo zwlekała z rozpoczęciem tej rozmowy.
- To już wiem po kim tak ładnie wychodzę na zdjęciach. Tata
jest fajnym facetem, modelem, piłkarzem…
Uśmiechnęłam się pod nosem, ale Liza nie mogła robić sobie
zbędnych nadziei na jakiekolwiek spotkanie. Nasze drogi już dawno się rozeszły.
- Ale nie mów o tym nikomu. Nie chcę robić mu kłopotów. O naszym pokrewieństwie wiedzą trzy
osoby. Ja, Ty i On. To wystarczy.
Położyła mi głowę na ramieniu i oboje pogrążyłyśmy się w
rozmyśleniach.
A co, gdybyś nie miał
żony i dzieci?
Może nasze życie
wyglądałoby inaczej?
Może nie byłoby
Elizy?
Może byś mnie w ogóle
nie znał?
…
~*~
No to zaczynamy. I jak się podoba? Ja, wyjątkowo, jestem z tego zadowolona. Teraz czekam na wasze opinie. Pozdrawiam Misiek.