sobota, 30 marca 2013

Młodzieńcza miłość

Mecz SKRY z ZAKSĄ, pierwszy samotny wyjazd na mecz. Już długo o tym marzyłam i nareszcie mama się zgodziła. Mimo, że mam 17 lat, nadal mnie uważa za małą dziewczynkę. To przez ten wygląd, jestem niska i szczupła, i jak to koleżanki mówią, urodą nie gardzę.
Miałam zaplanowane zostać w hotelu na noc i wrócić rano do domu, ale jednak plany się zmieniły po meczu.
Bełchatów wygrało 3:1. Wszyscy się cieszyli jak małe dzieci z lizaka. Normalka. Jak to jest w zwyczaju, młodzież rzuciła się w stronę barierek, po autografy siatkarzy. Na szczęście byłam pierwsza przy barierkach. Zależało mi na podpisach Muzaja, Winiara i Woickiego. Tylko te trzy brakują mi do kolekcji ze Skry. Spokojnie czekałam na Muzaja. Reszta dziewczyn za mną się niecierpliwiła. Nareszcie podszedł. Kiedy odbierał ode mnie zeszyt i marker, spojrzał mi w oczy. On miał je pełne szczęścia. Oderwał wzrok i zaczął pisać. Zauważyłam, że pisze też coś na końcu zeszytu. W momencie kiedy odchodziłam na bok, szukałam tej kartki. Odnalazłam. Było napisane: "Masz piękne oczy ;). Przyjdź koło naszego autokaru. Czekam. MM". W głowie miałam pełno scenariuszy, co może się stać.  Po drodze zdobyłam jeszcze dwa autografy.
Tak jak było napisane, przyszłam. Czekałam na niego na drewnianej ławeczce pod halą. Po około 10 minutach siatkarze zaczęli kierować się w stronę autokaru. Nieoczekiwanie obok mnie usiadł Maciej.
-Cześć. - szczerze się do mnie uśmiechnął - Podasz mi swój numer? Chciałbym mieć jakiś kontakt z tobą.
-Jasne. - czułam że się rumienię - Jestem Kamila. - wymamrotałam wpisując numer.
-Skąd jesteś?
-Z Bełchatowa. Przyjechałam sama i teraz właśnie bym była w drodze do hotelu. - spojrzałam w jego brązowe oczy.
-Może wrócisz z nami? - takiej propozycji się nie spodziewałam.
-No pewnie. Tylko...- nie dokończyłam, bo on mi przerwał.
-Spokojnie trener powinien się zgodzić. Zaraz wrócę. - już chciał odchodzić ale zawrócił - Albo choć ze mną.
Ruszyłam razem z nim w stronę autokaru. W środku był już pan Jacek z resztą sztabu. Maciej wszystko mu wytłumaczył i ładnie prosił. Zdziwił mnie, że tak mu zależy. Trener chwilę się zastanowił, ale w końcu się zgodził. Wsiedliśmy do środka i zajęliśmy miejsca pod koniec. Zanim jeszcze wyruszyliśmy, trzeba było czekać na dwóch serbów. Z tego co się dowiedziałam, to jest tak zawsze.
W między czasie poznałam resztę chłopaków. Byłam wniebowzięta, ale nie dawałam po sobie tego poznać. Przez całą drogę też rozmawiałam z Maćkiem. Kiedy już byliśmy na miejscu, pożegnałam cała drużynę i ruszyłam w stronę domu. jednak dogonił mnie Maciej.
-Odwieźć cię do domu?
-Nie, naprawdę , już dosyć dla mnie zrobiłeś.- czułam się speszona w tej sytuacji.
-A może jednak? Czuję się teraz za ciebie odpowiedzialny.
-No dobrze.- tak prosił, że uległam.
Nie miał jeszcze prawa jazdy, ale za to miał kartę motorowerową. Podwiózł mnie swoim motocyklem pod sam dom. Na pożegnanie dałam mu buziaka w policzek. Kiedy weszłam do domu musiałam się tłumaczyć rodzicom. Ich miny były nie do opisania. Jeszcze tego samego wieczora pisałam z nim sms.
Przez kolejne dni chodziłam to na trening chłopaków, to na spotkanie z Maciejem. Wszystkie dziewczyny z klasy mi zazdrościły. Byłam szczęśliwa, że mam takich nowych przyjaciół.
Po około 2 tygodniach Maciej nareszcie się mnie spytał czy z  nim będę. Mama jakoś nie mogła uznać naszego związku, ale nas to nie obchodziło.
Reszta siatkarzy znosi moje towarzystwo, co ja mówie, oni mnie polubili. Cały czas chodzę na ich treningi, a pan Jacek niedawno zaproponował mi pracę w dziale marketingu. Idealnie się złożyło, bo na tym kierunku jestem w technikum. Teraz mija nasza rocznica. Razem 2 miesiące.
~*~
Kolejna opowieść ;). Mam nadzieję, że się spodobało, bo mi coś nie pasi ;/. Opinia należy do was. Pozdrawiam Pepe.

czwartek, 28 marca 2013

Spełnić marzenia.


Będąc nastolatką obiecałam sobie, że kiedyś przyjadę do Ciebie i doprowadzę do tego, byś zdradził żonę. Udało się!
Miałam wtedy dokładnie 25 lat. Zachciało mi się pracy w radiu i to w dodatku jako reporterka w innym kraju. Pamiętam ten dzień, kiedy przełożony oznajmił mi, że wyjeżdżam do Hiszpanii. Przypadek? Możliwe. Dokładniej, to miałam wyjechać do Madrytu. Kolejny przypadek? Być może, bo mój szef byłby ostatnią osobą, której miałabym wyjawić swoje najskrytsze marzenia.
Wyleciałam do Madrytu na miesiąc. Z materiałem wyrobiłam się szybko i poszłam na mecz, twój mecz. Już dawno odszedłeś z Chelsea. Odszedłeś? czy cię wywalili za kilka bramek w całym sezonie, ale ty, żeby zachować twarz wmawiasz wszystkim, że to z własnej woli jesteś teraz w Athletico? Wymienili cię na Falcao. Może to nieprawdopodobne, ale teraz to on pełni twoją rolę tego nieudacznika – napastnika w Londynie, a ty mimo trzydziestu pięciu lat strzelasz bramki jak oszalały.
Tym razem graliście z jakimś zadupiem z końca tabeli. Wygrana była pewna, a ty zwieńczyłeś ją piękną bramką z 30 metrów. Gratuluję! Po spotkaniu rozdawałeś  symboliczne autografu jakimś dzieciakom i niczego nie świadomy wziąłeś do ręki także kartkę ode mnie. Po złożeniu podpisu, chcąc oddać zdjęcie spojrzałeś w moje, takie same jak twoje, czekoladowe tęczówki. Wykorzystałam moment i wpiłam się w twoje usta, po kryjomu wkładając ci do kieszeni karteczkę z numerem mojego telefonu. Po kilkudziesięciosekundowym pocałunku oderwałam się od ciebie i jak gdyby nigdy nic odeszłam z goszczącym na mojej twarzy triumfatorskim uśmiechem.
Na telefon od ciebie nie musiałam wcale długo czekać. Po trzech godzinach już byłeś w moim pokoju hotelowym, już leżałeś w moim łóżku. Pieściłeś każdą część mojego ciała, to językiem, to dłońmi. Błądziłeś po wewnętrznej części ud, po konturze moich piersi. Schodziłeś coraz to niżej i niżej, doprowadzając mnie w ten sposób do niezliczonych uniesień. Kiedy wszedłeś we mnie i zrobiłeś to, co do mężczyzny należy, wtedy uświadomiłam sobie, że zrobiłeś to bez gumki.  Nie przejąłeś się tym. Ty, wielki piłkarz, potrzebowałeś czegoś nowego, jakiejś odskoczni. Ja za to potraktowałam to trochę poważniej, ale w sumie… Gdyby tam w środku coś się zagnieździło i rozwijało, to byłaby to świetna pamiątka, nieprawdaż?
Moje przypuszczenia były słuszne. Po jakimś czasie okres zaczął mi się spóźniać, miałam coraz częstsze wahania nastrojów, humory. I tak, po 9 miesiącach na świat przyszła śliczna dziewczynka. Eliza, Liza, Lisa… Strasznie do ciebie podobna. Te same oczy i piegi. Tak pięknej istotki nigdy w życiu nie ujrzałam. Mimo jej wyjątkowej urody, wszystkim mówiłam, że to in-vitro, bo gdyby powiedziałabym, że mam dziecko z Torresem, to pewnie zabraliby mi tą istotkę ze względu na chorą psychicznie matkę.
Mimo że nikt nigdy nie dowiedział się, kto jest biologicznym ojcem Lizki, to podobieństwo stawało się coraz bardziej widoczne, bynajmniej dla mnie. Kiedy Eliza miała 6 lat coś pokusiło mnie, by kolejny raz udać się do Madrytu. Kroczyłyśmy ulicami stolicy twojego kraju podziwiając różnorodne wystawy i zajadając się pysznymi lodami. Byłam zadowolona z tej wycieczki.
Kiedy 6-latka ubrudziła się, ukucnęłam przed nią i wytarłam jej nosek następnie go całując. Nawet nie zauważyłam, że od kilku minut nam się przyglądasz. Patrzysz z niedowierzaniem, bo chyba przypomniałeś sobie tamto popołudnie w hotelu. Mimo wszystko wolałeś się upewnić. Wyjąłeś telefon nadal nas obserwując. Po chwili usłyszałam znajomą muzyczkę oznajmującą przychodzące połączenie. Że też zachowałeś mój numer? Gdy nacisnęłam zieloną słuchawkę i odezwałam się na przywitanie, już wiedziałeś.
- It’s my doughter? – spytałeś niepewnie stojąc już obok nas. Kiwnęłam głową i odeszłam. Nie chciałam litości. Dobrze nam się żyło w dwójkę, a nawet jeśli nie, to przecież sama się o to prosiłam. Dla mnie było jednak najważniejsze, że wiedziałeś.
Nazajutrz byłyśmy w tym samym miejscu, na tych samych lodach. Dzień był praktycznie identyczny jak poprzedni. Jedyną różnicą, był fakt, iż tym razem spacerowałeś z nami. Miałeś na sobie szary dres z kapturem na głowie i okularach przeciwsłonecznych na nosie. Zależało ci na dyskrecji. Nikt przecież nie mógł cię rozpoznać, bo to dopiero byłaby afera. Tamtego dnia przyniosłeś ze sobą swoją byłą reprezentacyjną koszulkę i ślicznego, białego misia dla córki. Robiłeś to z własnej woli. Ja do niczego Cię nie zmuszałam.
Pamiętasz ten dzień? Te magiczne ogniki w oczach naszego dziecka? Naszego, ale to dziwnie brzmi, prawda? Kto by pomyślał, że dorobisz się kolejnego potomstwa, w dodatku z przeciętną Polką? Tak naprawdę, to nigdy nie dopytywałeś, czy to naprawdę twoja córka. Ufałeś mi i to w jakim stopniu. Być może dlatego, że wcześniej wyjaśniłam ci prawdę. Że moim marzeniem było doprowadzić do zdrady, a nie złapać cię na dziecko. Wiele razy proponowałeś pomoc finansową, ale mi nie było to potrzebne.
Co roku przyjeżdżałyśmy do stolicy Hiszpanii. Nie, nie dla ciebie, nie dla twojej obecności, bo nawet nie łudziłam się, że się z nami spotkasz. Jechałam tam, żeby oswajać Lizę z jej drugą ojczyzną, ludźmi, językiem. Przecież jej krew w połowie była Hiszpańską.
Tamten dzień w Madrycie, który z nami spędziłeś był jednocześnie ostatnim wspólnym dniem.  Eliza świetnie się wtedy bawiła, ale nie sądziłam, że zapamięta tamte wydarzenia, a już zwłaszcza w takim stopniu. Pytanie, które zadałeś mi pierwszego dnia, utkwiło w jej pamięci. Gdy tylko zaczęła uczyć się angielskiego i mogła rozszyfrować to zdanie, czekała mnie jedna z najtrudniejszych rozmów typu matka – córka.
 - Mamo, pamiętasz jak kilka lat temu byłyśmy w Hiszpanii i podszedł do nas Fernando Torres? – spytała cicho na co kiwnęłam głową. – On wtedy zadał ci pytanie po angielsku. Ja wiem co ono znaczy. Pamiętasz je?
Ponownie kiwnęłam głową.
- Wytłumaczysz mi to? – spojrzała na mnie wyczekująco i nie miałam już odwrotu, musiałam jej opowiedzieć całą historię. Przyjęła to łagodnie. Nie była już małym dzieckiem, minęło 6 lat od tamtego spotkania. Wiem, że długo zwlekała z rozpoczęciem tej rozmowy.
- To już wiem po kim tak ładnie wychodzę na zdjęciach. Tata jest fajnym facetem, modelem, piłkarzem…
Uśmiechnęłam się pod nosem, ale Liza nie mogła robić sobie zbędnych nadziei na jakiekolwiek spotkanie. Nasze drogi już dawno się rozeszły.
- Ale nie mów o tym nikomu. Nie chcę robić mu  kłopotów. O naszym pokrewieństwie wiedzą trzy osoby. Ja, Ty i On. To wystarczy.
Położyła mi głowę na ramieniu i oboje pogrążyłyśmy się w rozmyśleniach.

A co, gdybyś nie miał żony i dzieci?
Może nasze życie wyglądałoby inaczej?
Może nie byłoby Elizy?
Może byś mnie w ogóle nie znał?

~*~
No to zaczynamy. I jak się podoba? Ja, wyjątkowo, jestem z tego zadowolona. Teraz czekam na wasze opinie. Pozdrawiam Misiek.